Recytator poezji w swojej sztuce przekazywania słuchaczom utworów poetyckich natrafia na podobną trudność, która jest udziałem poety. Jak to ujmuje Mickiewicz w Wielkiej improwizacji Konrada, w III części Dziadów:
Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi:
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie;
Myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie,
A słowa myśl pochłoną i tak drżą nad myślą,
Jak ziemia nad połkniętą, niewidzialną rzeką
Z drżenia ziemi czyż ludzie głąb nurtów docieką,
Gdzie pędzi, czy się domyślą?
Każda sztuka jest pojednaniem elementów wzajemnie sprzecznych, tak aby elementy te, zachowując swoje sprzeczne cechy, tworzyły razem harmonię. O co chodzi Mickiewiczowi, kiedy mówi, że odróżnia „język” od „głosu” i przeciwstawia je sobie? Może słowo „język” oznacza w tym zdaniu system językowy (to, co strukturaliści nazwali langue), a „głos” indywidualne, osobiste użycie tego obiektywnego systemu znaków w wypowiedzi poetyckiej (parole)? A może „język” to po prostu organ mowy, którego sprawność musi kształcić każdy recytator, żeby to, co mówi, było dźwięczne i zrozumiałe dla słuchaczy? A przecież chodzi tu nie tylko o zrozumiałość dla słuchaczy, ale i o wierność „głosu” wobec intencji autora, wobec jego myśli.
Z podobnymi problemami każdy z nas spotyka się w codziennym użyciu języka w kontaktach z innymi. Ileż razy z powodu tych trudności musimy się usprawiedliwiać, mówiąc: „źle się wyraziłem!”; „nie to chciałem powiedzieć”. Czy sztuka recytacji nie polega po prostu na umiejętności wiernego przekazu myśli, umiejętności praktycznej i jakże użytecznej w życiu, w tym przypadku jednak podniesionej do poziomu artystycznego?